Co drugi Polak chciałby…

 
Opublikowano 06.06.2010 12:38 przez Krzysztof Dróżdż

Gazeta Prawna opublikowała ostatnio artykuł bazujący na wynikach Eurobarometru dotyczący tego, jak wielu Polaków chciałoby mieć własny biznes. Z badań tych wynika, że 49% naszych rodaków chciałoby pracować na własny rachunek (43% woli etat).

Bardzo ciekawe są argumenty, które przytaczają zwolennicy własnego biznesu:

  • niezależność i możliwość samorealizacji (71%),
  • szansa na lepsze zarobki (32%),
  • swoboda wyboru miejsca i godzin pracy (31%).

I te właśnie argumenty powodują szereg moich pytań. Kilka z nich to na przykład: jak często osoby te próbują wykazać inicjatywę w obecnej pracy? Czy taka próba (a nie ślepe wykonywanie poleceń i ani skinienia palcem więcej) nie powodowałoby także szansy na lepsze zarobki? I chyba najważniejsze pytanie: czy przypadkiem większość respondentów nie myli „biznesu” z „samozatrudnieniem”?

Tylko 57% polskich firm ma strony internetowe

 
Opublikowano 11.04.2010 15:52 przez Krzysztof Dróżdż

Gazeta Prawna opublikowała w tym tygodniu artykuł bazujący na danych GUS, z którego wynika, że tylko 57% polskich firm ma strony internetowe. Liczba ta w dzisiejszych czasach rzeczywiście może być pewnie trochę szokująca.

Szkoda jednak, że dziennikarze nie postanowili pójść nieco dalej tym tropem. Chętnie dowiedziałbym się, jak wiele firm własnej strony internetowej nie posiada, gdyż woli inne metody promocji w internecie (profile w portalach społecznościowych, sprzedaż na Allegro, itd.).

Bardzo ciekawe mogłyby być także statystyki ukazujące, jak te 57% podchodzi do firmowych stron internetowych. Każdy z nas widział już chyba strony, które się „rozjeżdżają”, wyglądają, jakby zrobił je gimnazjalista jako zadanie domowe, których ostatnia aktualizacja miała miejsce kilka lat temu, znajdujące się na darmowych domenach (np. .republika.pl, itp.), itd… Innymi słowy wprost dające do zrozumienia, że firma coś słyszała o tym, że w internecie trzeba być, ale ani złotówki wydać na to nie zamierza.

Także PKPP Lewiatan, którego przedstawiciel został poproszony o komentarz do artykułu, ma coś na sumieniu. Wystarczy przypomnieć akcję sprzed paru miesięcy, mającą nakłonić przedsiębiorców do promocji w internecie. Pomysł szlachetny, a wykonanie? No cóż, udostępnienie przez jedną z większych firm hostingowych za darmo najniższego pakietu (za który po 3 miesiącach trzeba będzie płacić tyle, co za zupełnie przyzwoite konto w innych firmach hostingowych), domeny (tylko na pierwszy rok, który zazwyczaj kosztuje około 10pln) i przygotowanie za darmo kilku szablonów stron (które ewidentnie od bardzo dawna kurzyły się gdzieś w zakamarkach serwerów tegoż dostawcy), nie jest chyba najlepszym sposobem przekonywania firm do internetu.

W akcji tej totalnie zabrakło elementu edukacji (nie mam tu na myśli pomocy w skorzystaniu z bonu na AdWords). Tego, co pozwoliłoby przedsiębiorcom na świadomą obecność w internecie. Szkoda więc tych, którzy na stronę w ramach akcji dali się namówić. Niełatwo będzie ich pewnie ponownie przekonać, że z obecności w internecie może wynikać sporo korzyści.

Jak nie wydać majątku na SEM, który Ci jedynie zaszkodzi?

 
Opublikowano 16.12.2009 10:16 przez Krzysztof Dróżdż

W ostatnim czasie coraz większą popularność zdobywa SEM, czyli (upraszczając) marketing w wyszukiwarkach internetowych. Z kilku powodów jest to bardzo ciekawa forma marketingu, a głównym z nich jest chyba to, że z reklamą trafiamy w ten sposób do osób, które wykazują zainteresowanie naszym towarem/usługą.

Niestety w związku z tym wzrostem popularności, coraz częściej można się natknąć na oferty „pozycjonowania” z gwarancją osiągnięcia k-tej pozycji w wynikach wyszukiwania na dane hasła. Większość tych ofert kusi nas ceną (są one zazwyczaj nieporównywalne z tym, ile trzeba zapłacić za umieszczenie banera gdziekolwiek) oraz bardzo szybkim czasem realizacji.

Jeśli chcesz skorzystać z tej formy marketingu, powinieneś jednak uważać. Dobrze wykonany, może Ci bardzo pomóc; źle – bardzo zaszkodzić.

Aby zatem uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek, przeczytaj koniecznie poniższe artykuły. Ich lektura zajmie Ci maksymalnie 10-15 minut (nie jest to chyba zbyt wielki koszt, prawda?):

Świadczysz usługi w internecie? Komunikacja to podstawa!

 
Opublikowano 09.06.2009 19:27 przez Krzysztof Dróżdż

Przyszła wiosna, nadszedł więc czas koszenia trawy. Postanowiłem w tym roku zakończyć sponsorowanie piwa dla ekipy koszącej trawniki na moim osiedlu i kupić elektryczną podkaszarkę. Oczywiście w dzisiejszych czasach dokonanie takiego zakupu (i to w bardzo dobrej cenie) jest bajecznie proste.

Wystarczyło kilka minut, aby znaleźć odpowiednią ofertę na allegro i w sklepach, a następnie porównać te oferty i wybrać najatrakcyjniejszą. Przyznam, że nie do końca przepadam za zakupami na allegro, więc wybrałem ofertę sklepu. Miał sporo dobrych opinii, toteż bez wahania wykonałem przelew (aby zamówiony towar otrzymać jak najszybciej) i wysłałem maila z instrukcjami wysyłki (poczta/kurier oraz adres), zgodnie z prośbą sklepu.

Tu pojawił się pierwszy problem. W instrukcji dla kupujących bardzo wyraźnie było bowiem napisane, że po wysłaniu tego maila powinienem otrzymać automatycznie wygenerowane potwierdzenie. Niestety takowego nie otrzymałem. Postanowiłem więc zadzwonić na jeden z podanych (czterech) numerów telefonu. Niestety żaden numer nie odpowiadał. Ponieważ była już godzina 17, założyłem, że najwidoczniej sklep pracuje do 16 i postanowiłem zadzwonić ponownie dnia następnego. O godzinie 11 niestety nadal wszystkie telefony były głuche.

Wysłałem więc ponownie maila na drugi z podanych adresów emailowych. Tym razem otrzymałem odpowiedź z automatu (ludzkiej odpowiedzi na tego maila nie otrzymałem do tej pory). W stopce tej wiadomości znajdowały się trzy kolejne numery telefonów. Ostatecznie następnego dnia udało mi się połączyć ze sprzedawcą i dowiedzieć, że paczka została już wysłana.

Wszystko skończyło się dobrze, a towar dotarł do mnie stosunkowo szybko. Podejrzewam, że sklep jest zatem przekonany, że wszystko zrobił tak, jak należało.

Czy jednak na pewno? Wyobraźcie sobie uczucie klienta, który nie jest w stanie w żaden sposób skontaktować się ze sprzedawcą.

Czy właśnie przelałem pieniądze fikcyjnemu sklepowi (kolejnym oszustom)?

Czy mogę liczyć, że otrzymam potrzebny mi zakup?

Czy powinienem już teraz zamówić pilnie potrzebny mi produkt w innym sklepie?

To zapewne tylko niektóre z pytań, które nie dają mu w takiej sytuacji spokoju.

A przecież zaradzenie temu jest proste. Wystarczy przestrzegać kilku zasad:

  • Jeśli podajesz email kontaktowy, to go sprawdzaj i odpowiadaj na otrzymane listy.
  • Jeśli podajesz telefon kontaktowy, to napisz wyraźnie, w jakich godzinach należy dzwonić i w tychże go odbieraj (jeśli nie możesz w danej chwili rozmawiać, odbierz i obiecaj oddzwonić lub poproś, aby klient zadzwonił za kilka minut).
  • Jeśli piszesz, że coś zrobisz – zrób to!

A jak Ty radzisz sobie z komunikowaniem się z klientami? Czy na pewno nie możesz sobie niczego zarzucić?

Bo winny się tłumaczy

 
Opublikowano 15.05.2009 13:20 przez Krzysztof Dróżdż

Chciałbym Was wszystkich bardzo przeprosić za ostatnie zmniejszenie aktywności na naszym blogu. Mogę jedynie wytłumaczyć się tym, że obecnie jesteśmy w fazie przygotowywania dość dużego przedsięwzięcia, które mamy nadzieję zaprezentować Wam już wkrótce.

Zapewniam także, że wtedy wpisy znów zaczną pojawiać się częściej, a do grona publikujących dołączy najprawdopodobniej jeszcze jedna osoba.

A w międzyczasie chętnie dowiemy się, o czym chcielibyście od nas usłyszeć. A może macie do nas jakieś pytania? W takim wypadku piszcie do nas.